One of the thing which I realized last months is that our rational mind is not the only way of understanding reality. Although it is very important, we put too much weight on it in our European culture, ignoring completely the other ways of understanding things, f.e. our emotions, bodies, relations which we build with other people. Trying to describe everything using only the language of mind make us much poorer than we could potentially be. As the perfect example of our culture, I have strong tendency to work out everything by my mind, to explain what is happening around, trying to understand it using only my brain. Although I seemed to be quite sensitive to emotions, in fact I too often misunderstood them trying to give them particular meaning. Our mind is very strong and needed, but also very often wrong. It’s difficult to say what exactly made me to understand (or feel) it. Probably it is a little bit of everything. Coaching, which showed me, that the only way for me to know myself better than I do now is through metaphor, art and everything which helps me switched off my rational mind. Zen coaching and its question of missing. Trying to understand Buddhism. Interpersonal training, during which first time I was really here and now. Hard work with my body, slow process of learning to listen it. And, the most important, meetings with amazing people who already feel and see more than their rational mind can. Free yourself from its power is long lasting process (maybe in fact it’s just lifelong process), but enriches your life a lot. Let you understand the world, yourself and other people better and create with them relations much stronger than you could ever think.
Not long time ago I spoke about that with John, my friend whose meeting with Zen coaching somehow resulted in my coming back to Poland almost two years ago. Today, the limitations of rational mind appear in our conversations again.
And to John I want to dedicate my next letter.
John,
Dziwnie plotą się nasze drogi. Okresy ogromnej intensywności, potem względna cisza, potem znów coś się wydarza, odzywa, zbliża nasze ścieżki do siebie. Przychodzi zupełnie niespodziewanie. Przełożony plecak w autokarze. Mapa otwarta na Afryce. Pytanie za czym tęsknisz.
Jesteś jedną z nielicznych osób z mojej przeszłości, która wiem na pewno, że zrozumie. Wiele się we mnie zmieniło, jestem już innym człowiekiem niż byłam parę miesięcy (lat?) temu, a mimo to duża część ważnych dla mnie wtedy ludzi próbuje wepchnąć mnie z powrotem do szufladki, do której już nie pasuję. Jedną z ciekawych rzeczy, które usłyszałam ostatnio, jest fakt, że wielu ludzi, u których dokonuje się wewnętrzna transformacja wskazuje że tuż przed nią coś w nich samym lub w ich życiu musiało umrzeć, by stworzyć przestrzeń, czas i energie na nowe. To trudny moment, w pewien sposób przyzwolenie na to, by coś co dziś nie ma już takiej wartości jak miało kiedyś, odeszło lub przynajmniej zrobiło miejsce na to co czeka nas na granicą zmiany. Cieszę się jednak, że mimo przekroczenia tej granicy są ludzie, którzy towarzyszą, starają się zrozumieć, a nie tylko dopasować mnie do swoich starych schematów. Wiem że nie zawsze jest łatwo, że czasem trudno Ci zrozumieć moje rzucone mimochodem myśli i wrażenia. Wiem też jednak, że kiedy przyjdzie do spotkania będzie w nas przestrzeń, by rozmawiać naprawdę. Nie tylko o przeszłości, ale przede wszystko o tym co dzieje się teraz. Nie wiem na ile spowodowane jest to naszym w miarę regularnym kontaktem. Myślę raczej, że chodzi tu o coś innego, o dużą świadomość siebie, o otwarcie na nowe drogi, wrażenia i możliwości. O głęboką potrzebę poznania i zmieniania świata. Nie jakkolwiek, po trochu, przy okazji, ale całym sobą, z ludźmi którzy też to czują. Ja to czuję. Szkoda, że nasze drogi znów fizycznie się rozjeżdżają. Różne mieliśmy próby zmieniania świata w ostatnich latach, mniej lub bardziej udane w zależności od punktu widzenia. Mam w sobie jednak głębokie przeświadczenie, że to wciąż przygotowanie, nauka po to, by naprawdę make a difference. I nie mam wątpliwości że gdzieś w tym światozmienianiu jeszcze się spotkamy. Przy winie, przy kawie, ze słoikiem Nutelli, gdzieś w wielkim świecie albo zagubieni pośrodku niczego.
John, dziękuję Ci za wszystkie przeszłe, obecne i przyszłe doświadczenia. Za 24h drogi do Anglii i głębokie przekonanie, że nie dam Ci o sobie zapomnieć. Za mrożoną kawę. Za wspólne łzy na szczycie Kilimandżaro. Za pewność, że gdy słyszę słowo Tubkal, w Twojej głowie momentalnie pojawia się ta sama wizja. Za tysiące tabliczek czekolady, gdy wydaje się że z sytuacji nie ma już żadnego wyjścia. Za przejechaną wspólnie Europę. Za dwa dni Camino (a może dużo więcej?). Za obecność, gdy w życiu działy się trzęsienia ziemi. Za przegadane godziny, dni, tygodnie, za coś między coachingiem, autoanalizą, przyjacielską rozmową, zrozumieniem pojawiającym się w olśnieniu albo jakiś czas później. Za pytanie za czym tęsknię. Za wspólną pracę, wspólne wizje, upadki i wzrosty. Za wspólne dojrzewanie w relacji i poza nią. Za niekończące się rozmowy o przyszłości i znaczeniach. Za wyrzucenie pościeli. I za to wszystko co na pewno jeszcze się wydarzy gdzieś między Azją, Ameryką Południową, Europą, a przecież na pewno i Afryką, Australią i czym tam jeszcze. Bo jak pokazuje doświadczenie, odległość nie ma znaczenia.
Dziękuję mocno, dziękuję szczerze.
Tak mocno wierzysz, tak mocno wierzę.
A.