top of page

Edukacja w Działaniu


 

Mogłabym pisać o dzieciach z biednych rodzin, dla których EAC Cambodia to jedyna szansa w ciągu dnia na odrobinę spokoju, posiłek i edukację. Mogłabym godzinami rozpisywać się o ich brudnych ubraniach, resztkach jedzenia zjadanych z ziemi, o spaniu na podłodze bo do wykładziny są nieprzyzwyczajone. Ale przecież nie o tym miał być nasz Newsletter Dobrych Wieści. Dlatego pisać będę przede wszystkim o niezwykłej ekipie Education in Action (EAC), która dzień w dzień daje dzieciom nie tylko jedzenie i lekcje, ale przede wszystkim troskę i miłość.

Na początku pracowałem w innych organizacjach pozarządowych – mówi Sokhan, założyciel EAC Cambodia – pracuję z biednymi społecznościami w sumie od ponad 10 lat. Ale w innych organizacjach pracowałem tylko z jedną określoną społecznością. Dostawałem pensje, wracałem do domu i tyle. Nie zmieniałem tak naprawdę sytuacji biednych ludzi. Dlatego postanowiłem, że muszę spróbować i samemu rozwiązać ten problem. Wciąż zbyt wiele złych rzeczy dzieje się dzieciom w Kambodży, szczególnie tymi najbiedniejszym. Chociaż mamy w Kambodży ponad 2000 NGOsów, tyle jest jeszcze do zrobienia, szczególnie w edukacji. Kambodża jest biednym, rozwijającym się krajem.

Muszę użyć mojego serca, moich umiejętności i doświadczenia żeby zmienić sytuację w Kambodży. Wierzę, że jeśli w kraju jest więcej osób z wyższym wykształceniem, kraj będzie się rozwijał. Dlatego też koncentruje się na edukowaniu kolejnych pokoleń. Dzięki mojej organizacji Education in Action (Edukacja w Działaniu), używając moich umiejętności i serca, chcę dać możliwość uczenia się jak największej ilości osób w Kambodży. To moje zaangażowanie.

Przychodzą do nas dwie grupy dzieci. Pierwsza z nich jest naszą grupą docelową: biedne dzieci, migranci, sieroty, dzieci ulicy, dzieci z trudnych rodzin; akceptujemy je bez jakichkolwiek opłat. Dostarczamy książek, ołówków, jedzenia. Drugą grupą są dzieci z rodzin, które mogą zapłacić nam choć trochę.

Kiedy zaczynaliśmy kilka lat temu, mieliśmy tylko 5 dzieci, wybranych z lokalnych społeczności spośród sierot lub dzieci w trudnej sytuacji. W tej chwili mamy 47 dzieci w potrzebie, nie licząc tych, które mogą zapłacić. Biorąc pod uwagę również zajęcia angielskiego dla młodzieży, które prowadzimy wieczorem, mamy w sumie ponad 150 uczniów każdego dnia.

Dużą wartością jest fakt, że dzieci z obu wspomnianych grup pracują i bawią się ze sobą, oprócz angielskiego ucząc się tolerancji, dzielenia się, akceptowania i doceniania różnorodności.

Nigdy nie promowaliśmy naszej organizacji na zewnątrz, ale nowi uczniowie wciąż przychodzą. Sugerowałem moim wolontariuszom żeby pytali rodziców dlaczego nas wybierają i jak się o nas dowiedzieli. Mówią, że to przez jakość naszej edukacji. Że w wielu szkołach muszą płacić, ale lekcje nie są dobrej jakości. Rodzice są zadowoleni, że uczymy angielskiego, ale też wartości, moralności. Coraz więcej bogatych ludzi wysyła do nas swoje dzieci. Na początku nikt taki do nas nie przychodził, ale teraz niektórzy z rodziców mogą płacić nam nawet 10-15$ za miesiąc. Niektórzy rodzice mają nowoczesne samochody. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się żeby nowoczesny samochód zatrzymał się przed wejściem do naszej szkoły. To pozwala mi wierzyć, że idziemy w dobrym kierunku.

Dobrej jakości edukacja to zasługa zarówno Sokhana, jak i jego wolontariuszy i wolontariuszek, pracujących od rana do wieczora, bez wytchnienia, po to by dać dzieciom szansę na lepszą przyszłość.

Na początku rekrutowałem wolontariuszy z uniwersytetu, ale skończyłem z tym. Mogli pracować tylko przez krótki czas, 1-2 tygodnie, a potem odchodzili. Zmieniłem strategię, teraz pracuję bliżej z moimi starszymi uczniami, sugeruję im żeby ze mną współpracowali. Oni rozumieją sytuację EAC, mogę z nimi dzielić moje doświadczenie, dzięki czemu czują się pewnie, ufają i decydują się pomóc. Potem rozmawiam z nimi, monitoruję ich działania, wspieram. Konsultuje ich i szkolę dzień po dniu. Ponieważ sami widzą jak ważne jest to co robimy, są naprawdę zaangażowani.

Na miejscu potrzebni są wolontariusze/ki, zarówno z Kambodży, jak i zza granicy. Biorąc pod uwagę liczbę uczniów i uczennic, czasem nie wiadomo w co ręce włożyć. Pomagać trzeba przede wszystkim na miejscu, choć i z daleka jest na to szansa.Jednym z przykładów jest Patrick, który codziennie prowadzi lekcje online dla studentów/ek, siedząc w swoim domu w Australii. Innym sposobem wsparcia na odległość są dotację, choćby niewielkie. Nawet 5-10$ sprawia tu ogromną różnicę.

Potrzebujemy pieniędzy między innymi na obiady dla dzieci. W przeszłości byliśmy w stanie dać im również śniadanie. Ale musieliśmy przestać. W tej chwili dajemy obiad i to tylko części z nich. Musieliśmy poprosić rodziców, żeby zabierali swoje dzieci na obiad do domu, nie mamy wystarczającej ilości pieniędzy żeby je wyżywić. Te dzieci, które zostają z nami i tak nie dostałyby w domu nic do jedzenia.

Dużo pracy jest też w samej społeczności. Staram się pomóc rodzicom znaleźć pracę, rozmawiam z nimi o ich dzieciach, współpracuję z różnymi NGOsami zajmującymi się przemocą domową i innymi kwestiami. To ciężkie tematy. Na razie muszę to robić sam, ale tak naprawdę potrzebujemy do tego pełnoetatowego pracownika. Mogę go wyszkolić, wspierać, ale nie jestem w stanie wykonywać całej potrzebnej pracy sam.

Choć Sokhan wiele pracy poświęca pozyskiwaniu dotacji, które pozwalają funkcjonować organizacji z miesiąca na miesiąc, jego długofalowa wizja zakłada, że EAC uniezależni się od zewnętrznego finansowania.

Muszę znaleźć rozwiązanie, pracując blisko z dziećmi i moim zespołem znaleźć sposób na niezależność finansową. Muszę jeszcze bardziej poprawić jakość nauczania angielskiego żebyśmy mieli więcej uczniów, którzy mogą zapłacić. Potrzebujemy 3-4 uczniów którzy mogą płacić żeby wesprzeć jedno dziecko, które nie może. Ta część też jest dla nas wyzwaniem. Czasami bogaci ludzie w Kambodży są tacy trudni. Nawet jeśli mają dużo pieniędzy próbują płacić tak mało jak to tylko możliwe. W przyszłości chce pracować korzystając z pieniędzy tylko kambodżańskich obywateli. Chce zorganizować projekt, dzięki któremu bogaci ludzie staną się bardziej otwarci i zrozumieją dlaczego ważne jest żeby wspierać inicjatywy takie jak nasza. W przyszłości zagraniczni darczyńcy mogą przestać wspierać finansowo rozwijające się kraje. Albo pewnego dnia zechcą skoncentrować się na innych krajach niż Kambodża. Co się wtedy stanie? Większość NGOsów zostanie zamknięta. Dlatego staram się działać, małymi krokami, zmieniać strategię, system edukacji, metodologie nauczania żeby osiągnąć dobrą jakość. Jeśli będę mógł dostarczyć edukacji na wysokim poziomie, będę mógł wprowadzić wyższe opłaty. Jakość w edukowaniu jest drogą EAC do niezależności finansowej. To jednak wciąż przed nami, dlatego proszę darczyńców: pomóżcie nam teraz, nie na długo. W przyszłości chcemy zmieniać sytuacje z wykorzystaniem kambodżańskich funduszy. Jeśli uda się w Phnom Penh, chce poszerzyć swój projekt również na wiejskie rejony.

Patrząc na ilość osób związanych z EAC i ich zaangażowanie, wszystko wydaje się możliwe. EAC jako jedyna organizacja z kilkunastu do których napisaliśmy była otwarta na współpracę krótszą niż 2-3 tygodnie i zgodziła się nas przyjąć bez dodatkowych opłat. Podczas naszego pobytu dzielili się z nami wszystkim co mają, choć przecież mają tak niewiele. Jedzenie, rowery, informacje, ogromna życzliwość i elastyczność, a przy tym nieprawdopodobne oddanie dzieciom i codziennej pracy. Dzień w EAC zaczyna się o 6.30, kiedy pojawiają się pierwsze dzieci. Poranne lekcje oficjalnie rozpoczynają się o 8.00 i trwają do 11.00. O tej godzinie większość rodziców odbiera swoje dzieci. Zostaje 11 najbiedniejszych 2-3latków, które jedzą obiad, biorą prysznic i koło 12.00 idą spać. To czas dla wolontariuszy/ek na obiad i przygotowanie sal na popołudniowe zajęcia, które zaczynają się o 14.00 i trwają aż do 17.00. W porannych i wczesno-popoludniowych zajęciach biorą udział dzieci młodsze, 2-6 lat. Od 17.30 do 20.00 trwają zajęcia dla starszych dzieci i młodzieży, prowadzone częściowo przez zagranicznych wolontariuszy/ek, częściowo przez lokalnych nauczycieli/ki. Przez cały ten czas wolontariusze/ki są w ciągłym działaniu. Szczególnie podziwiam pracę Sreyleak Mao i Sreymom Meoun, które pracują z najmłodszymi dziećmi. 2-3latków jest tu ponad 40. Każdy kto miał do czynienia z tą grupą wiekową wie ile energii kosztuje praca z nimi. Dziewczynom jednak uśmiech nie schodzi z twarzy, zawsze gotowe są przytulić, powiedzieć dobre słowo, podzielić się tym co mają. Znają potrzeby każdego z kilkudziesięciu dzieci, ich sytuacje, często razem z Sokhanem odwiedzają dzieci w domach.

Zanim zaakceptujemy dziecko do naszej szkoły, sprawdzamy jego prawdziwą sytuację. Ubrania, sposób mówienia, środek transportu to pierwsza ewaluacja. Jeśli rodzice mówią: „Przepraszam, jestem biedny, pomóż mi”, odpowiadam „Dobrze, nie ma problemu”. Sugeruję im, żeby dali mi więcej informacji, adres. Jedziemy potem do domu i sprawdzamy. Przed spotkaniem rozmawiamy ze społecznością, sąsiadami, żeby mieć pełen ogląd sytuacji. Niektórzy rodzice są bogaci, ale nie mają motywacji żeby nam płacić. Inni są naprawdę biedni. To bardzo trudne. Inną rzeczą, którą sprawdzamy jest motywacja rodziców. Niektórzy rodzice mówią, że chcą żeby ich dzieci się uczyły, ale w głębi serca wolą je raczej zatrzymać w domu żeby pracowały dla rodzinnego dobra. Niektóre dzieci przychodzą tylko popołudniami, od rana pracują np. jako zbieracze śmieci. Ale popołudniu przychodzą z uśmiechem.

W EAC trudno się nie uśmiechać. To jeden z licznych powodów dla których to miejsce jest potrzebne. Dla każdego jednego uśmiechu warto tu po prostu być, działać i wspierać.

 
 

Sokhan Yung – lider i twórca organizacji Education in Action Cambodia, która wspiera i edukuje dzieci z najbiedniejszych rodzin w Phnom Penh.

O projekcie Education in Action:

Powiązane posty

Zobacz wszystkie

Dasz radę

bottom of page