Rozmowa, a raczej wymiana maili, z ważną dla mnie osobą, zainspirowała mnie do napisania o strachu.
Wydaje się, że jedną z najczęstszych przyczyn, dla których ludzie tkwią w różnych niechcianych sytuacjach, jest strach właśnie. Strach przed zmianą. Strach przed nowym. Przed ryzykiem. Wyjściem ze sfery komfortu. Przed brakiem możliwości powrotu. Przed tym, że będzie gorzej niż jest. Że coś stracę, a może nic nie zyskam, a później nie da się już wrócić do tego, co jest teraz.
Kapuściński powiedział kiedyś, że wszyscy się boją. To, co odróżnia ludzi od siebie, to sposób w jaki na strach reagują.
My też się baliśmy, ja też się bałam. Dwa ostatnie tygodnie przed naszym pierwszym lotem do Bangkoku były jednym wielkim strachem, napięciem, niepokojem. Chciałam już być na pokładzie samolotu, żeby mieć to za sobą, żeby już się wydarzyło. Bilet lotniczy to zawsze dobra opcja, trudniej jest zmienić zdanie, przesunąć datę startu (rzucenia pracy, rozpoczęcia wyprawy, skończenia związku, niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać).
Co więcej, wciąż się boję. Podróżujemy od półtora roku, a mnie wciąż czasem dopada strach, na przykład ostatnio, kiedy postanowiliśmy przez kilka dni podróżować osobno. Mnóstwo w swoim życiu podróżowałam samotnie. Trzy tygodnie w zeszłym roku w Indonezji, ale też niezliczone wyprawy w góry, Camino w Portugalii, możnaby długo wyliczać. A jednak, kiedy po dłuższej przerwie mam to zrobić na nowo, znów się boję. Podobnie boję się za każdym razem, kiedy po przerwie zaczynamy podróżować autostopem. Czuję pewien niepokój przed spotkaniami z nowymi ludźmi, mimo że przecież spotykamy nowych ludzi niemal codziennie! Nadal boję się podejść do obcej osoby na ulicy, żeby zapytać o drogę. Naprawdę. Nawet jeśli pytanie o drogę to codzienność . Akurat w tym przypadku podzieliliśmy się zadaniami z Andreą i o drogę pyta na ogół on. Można powiedzieć – powinnam pracować nad swoim strachem, wraz z doświadczeniem on zniknie. To prawda. Jak nie mam wyjścia to przecież pytam. Ale czasem myślę, że jeśli można podzielić się zadaniami z kimś, to czemu nie? Nie umiesz czegoś zrobić? Połącz siły z kimś, kto potrafi. W przypadku moim i Andrei sprawdza się doskonale. Choć od czasu do czasu podróżuję sama, żeby jednak udowodnić sobie, że sama też dam radę.
Oczywiście z każdym kolejnym wyjściem poza sferę komfortu jest łatwiej. Ale to nie jest tak, że strach znika zupełnie, albo tym bardziej, że go nigdy nie było. Pewnie, że czułam strach podejmując decyzje o rzuceniu dobrej pracy i wyruszeniu w podróż dookoła świata. Ale wiesz czego bardziej się boję niż owego rzucania? Boję się życia z przyzwyczajenia, życia, które nie ma już sensu, a ja żyję nim z rozpędu, albo bo ktoś powiedział, że życie tak wygląda. Boję się każdego zmarnowanego dnia, każdej zmarnowanej minuty, każdego marzenia odłożonego na „pewnego dnia”. Bo pewien dzień może nigdy nie nadejść. Życie dzieje się teraz, tutaj, nie kiedyś tam, w przyszłości, kiedy wydarzy się to czy tamto. Dla mnie większym ryzykiem było pozostanie w miejscu, w którym byłam rzucając wszystko, w miejscu przytulnym, dość wygodnym, a takie są najniebiezpieczniejsze. W pewien sposób łatwiej jest rzucić bardzo złą pracę i spróbować nowego życia. Trudniej rzucić dobrą pracę, wspaniałych ludzi, wygodną sytuację życiową, której wiele osób właściwie ci zazdrości, i jakby się nad tym zastanowić to o co ci chodzi, przecież wszystko jest jak trzeba. Nie jest. Nieważne jak dobra pozornie jest twoja sytuacja, ważne jak ty się w niej czujesz. Szczerze. Przed samym/ą sobą. Ja na przykład czułam, że każdego dnia coś we mnie umiera. Że coś we mnie krzyczy i wie dokładnie co powinnam zrobić. Ale łatwo ten głos przytłumić, łatwo go zignorować, przykryć codzienną bieganiną. Najłatwiej tuż przed podjęciem decyzji lub jej zrealizowaniem, kiedy racjonalny umysł widzi tysiąc powodów, dla których to zbyt ryzykowne, jeszcze nie teraz, zastanów się. Czasem zastanawianie się zabija w nas to, co wie lepiej. Nie wspominając już nawet o tym, co myślą inni. Medytuj. Idź do lasu, w góry. Tańcz. Zapatrz się w zachód słońca. Obserwuj. Czuj. Przez chwilę nie myśl. Przez chwilę bądź sama ze sobą. Wiesz, tam w środku wiesz, co powinnaś zrobić.
Jakąkolwiek podejmiesz z tego punktu decyzje, to dobra decyzja. Napisz z tego momentu do samej siebie, do siebie w chwili zwątpienia. Napisz dlaczego to dla Ciebie ważne. Przypomnij samej sobie o co tak naprawdę chodzi. Nikt nie wesprze Cię lepiej niż Ty sama. Bo to Ty wiesz najlepiej.