top of page

Na końcu języka


 

- W Hiszpanii system nauczania języków obcych jest zupełnie bez sensu.

- We Włoszech uczą reguł i struktur, ale komunikacji? Wcale!

- W Polsce po lekcjach języka w szkole większość osób nie jest w stanie złożyć kilku zdań.

- W Japonii jest jeszcze gorzej! Ludzie uczą się tylko gramatyki, słówek wyrwanych z kontekstu, ale nie potrafią zastosować tej wiedzy w praktyce.

Czy da się skutecznie nauczać języków?

Odpowiedzi na to pytanie szukaliśmy podczas spotkania z naszym pierwszym couchsurferem- Pablo. W umówione miejsce dotarliśmy półtorej godziny później, korki w Bangkoku okazały się absolutnie nie do pokonania. Na szczęście Pablo, Hiszpan z doświadczeniem życia w stoicy Tajlandii, świetnie zrozumiał sytuację. Przywitał nas doskonałym angielskim, bez hiszpańskiego akcentu. Przyjechał do Tajlandii by uczyć się tajskiego stosując naturalistyczną metodę, opartą początkowo jedynie na słuchaniu. Pablo od poniedziałku do soboty chodzi na kurs tajskiego, który nie ma stałych godzin, każdy przychodzi kiedy ma ochotę, posłuchać co i jak mówi nauczyciel/ka.

I tak przez pierwszych 800 godzin. Tylko słuchanie, bez czytania, pisania czy nawet prób mówienia. Idea jest taka, że język powinien zakorzenić się w naszej głowie na tyle mocno, by nie mieszał się z tym ojczystym, jego akcentem, strukturą. A kiedy przyjdzie czas – zaczynamy mówić, mając już wytworzoną intuicję języka.

Pablo: W metodzie tej uczy się języka tak, jak uczą się małe dzieci. Początkowo słuchamy tylko, z każdymi zajęciami rozumiejąc więcej. Nie ma tu testów ani egzaminów, nauczyciel/ka opowiada historię, a ja staram się nadążać. Historia wsparta jest ogromną ilością gestów i rysunków, najważniejsze jest zrozumienie przekazu, niekoniecznie wyłapanie konkretnych słówek.

Na początku wychwytuje się rzeczowniki. Słoń, stół, człowiek. Potem przychodzą czasowniki, opisy akcji. Na końcu przymiotniki. Nawet jeśli nauczyciel/ka opowiada tę samą historię, co na ostatnich zajęciach, każdy korzysta, wyłapując z niej inne fragmenty, zauważając więcej. A gdy rozumie większość – może spróbować wyższego poziomu.

Pablo: Podczas zajęć jest mnóstwo opowieści i gier. Ale zadania nie dotyczą samego języka, nauczyciel/ka np. zadaje zagadki, a my staramy się w grupach na nie odpowiedzieć, w swoim ojczystym języku.

Andrea: żyjesz jednak w Tajlandii. Nie starasz się używać tego języka na ulicy?

Pablo: Jeśli nie ma wyraźnej potrzeby – nie. Zaczynając używać języka zanim jest on ugruntowany w Twojej głowie dzięki słuchaniu, zaczynamy mylić akcenty, mieszamy własny język z tym, którego się uczymy, próbując tłumaczyć dosłownie.

A przecież tłumaczenie dosłowne jest niemożliwe. Można przetłumaczyć jedno słówko, na przykład „piękny” na tajski, ale w praktyce jego znaczenie za każdym razem będzie inne niż w naszych językach. Ucząc się danego słówka bez kontekstu nie zyskujemy wiele. Wiemy jak jest „piękny” po tajsku, ale czy będziemy potrafili użyć słowa w zdaniu? Czy wyłapiemy gdy ktoś wymówi je szybko pomiędzy innymi wyrazami?

Najprawdopodobniej nie. Komunikacja to najbardziej zaniedbany element w nauczaniu języka. Skupieni na gramatyce, ćwiczeniach za które łatwo postawić punkty i oceny, gubimy sens i cel nauki.

Andrea: czy brak widocznych postępów nie demotywuje uczniów?

Pablo: to jedno z wyzwań metody. Jak dać poczucie student(k)om, że naprawdę idą do przodu? Przez pierwsze tygodnie, kiedy tylko słuchają, postępy mogą być niezauważalne, ale one są. Powoli w naszym mózgu tworzą się struktury, które pozwalają rozpoznać słówko, a po pewnym czasie użyć je prawidłowo. Trzeba jednak mieć wystarczająco wiary i wytrwałości, by nie poddać się po pierwszych kilku lekcjach. Tu najbardziej pomocne są przykłady innych studentów/ek, którzy/e już przeszli przez ten etap i na własnej skórze zobaczyli, co daje taki sposób nauczania.

Rozmowa o językach toczy się przez cały wieczór, zarówno w domu Pablo, jak i na ulicy, gdzie jemy tajską kolację. Pablo mimo wszystko używa 2-3 słówek po tajsku, by wytłumaczyć pani, że nie chcę krewetek w mojej sałatce. Ani za dużo przypraw.

Dzięki temu mogę po raz pierwszy spokojnie zjeść posiłek, bez obaw znalezienia w niej mięsa (jestem wegetarianką) czy wypalenia wszystkiego co mam w środku (co wydarzyło się już nie raz).

Podczas kolacji zaczyna padać, w końcu pora deszczowa. W ciągu minuty czy dwóch rozpętuje się ogromna ulewa. Bezpieczni pod blaszanym przykryciem wsłuchujemy się chwilę w krople z ogromnym łomotem uderzające o dach. Ludzie wskakują pod naszą stołówkę, otwartą z dwóch stron – na drogę dla samochodów i na kolejny market, na którym można kupić wszystko, czego tylko zapragniemy. Po chwili wracamy do rozmowy, przekrzykując deszcz.

Anna: Twój sposób myślenia o języku jest nam bardzo bliski. W ciągu kilku ostatnich miesięcy i my próbowaliśmy przełamywać bariery w komunikacji organizując sayWorkshops – warsztaty, prowadzone wyłącznie po angielsku, na których uczestnicy/czki mogli nie tylko ćwiczyć swój język, ale i dyskutować o społecznie ważnych sprawach np. odpowiedzialnej konsumpcji czy prawach człowieka. Warsztaty pokazały ogromne zapotrzebowanie na tego typu inicjatywy. Dzięki nim udało się nie tylko przełamywać językowe bariery, ale i budować świadomość dotyczącą różnego rodzaju problemów społecznych.

Co więcej, idea sayWorkshops zaczyna się rozpowszechniać, w tym roku będą działały warsztaty nie tylko w Warszawie, ale także w Łodzi, dzięki kilku osobom, które postanowiły się zaangażować również po naszym wyjeździe. W przyszłości, jeśli idea się sprawdzi, chcemy spróbować również w innych krajach.

Pablo: Ja również chciałbym, żeby moja idea zataczała coraz szersze kręgi. Nie interesuje mnie praca nauczyciela jako taka. W gruncie rzeczy jestem informatykiem i byłbym w stanie na tym zarabiać. Języki to moja pasja i nie wykluczam utrzymywania się z nich, ale moim celem jest zmiana w nauczaniu języków w ogóle, a nie po prostu poprowadzenie kilku czy kilkunastu lekcji tygodniowo.

Andrea: gdzie chcesz zmienić system nauczania? W Hiszpanii, Tajlandii?

Pablo: wszędzie. Jeśli metoda się sprawdza, dlaczego ograniczać się do jednego kraju? Zacznę pewnie od czegoś niewielkiego, żeby pokazać ludziom, że to działa, zanim będę mógł pracować szerzej. Wierzę jednak, że to ma sens. Dlatego też przyjechałem do Tajlandii, to jedyne miejsce, w którym znalazłem kurs z użyciem naturalistycznej metody, opartej na słuchaniu. Ludzie są tym zainteresowani, już powstały pierwsze szkoły tego typu w Kambodży i Wietnamie.

Anna: ćwiczysz język również poza szkołą, poza lekcjami?

Pablo: tak, dzięki cross teaching (nauczanie krzyżowe). Spotykam się z Tajką, ona mówi do mnie po tajsku, jak do niej po angielsku i w ten sposób oboje możemy słuchać obcego dla nas języka.

Anna: da się rozmawiać nie znając słowa w tym drugim języku?

Pablo: pewnie! Chcesz spróbować? Ja będę mówił po japońsku, ty po polsku i spróbujemy coś razem stworzyć?

Anna: po japońsku?! Przecież to kompletnie inne język, nie mam szans zrozumieć słowa!

Pablo: podobnie ja nie mam pojęcia o polskim. Chodź, spróbujemy.

Pablo bierze kilka kartek, mazaki, plansze na których ma wydrukowane mapy, zegarek, pory roku, kolory. Na początku tłumaczy mi podstawowe zasady: mówimy tylko po japońsku (Pablo) i po polsku (Anna), żadnego angielskiego. Komunikację można wspierać gestami i rysunkami. Chodzi tylko o to, by próbować zrozumieć, nie muszę zapamiętywać żadnych słówek, powtarzać, nic w tym stylu.

Mając doświadczenie w nauczaniu języków, w tym polskiego, dość łatwo przyszło mi komunikowanie się tylko po polsku (Pablo mówi, że większość ludzi ma problem z tym na początku, automatycznie przeskakują na angielski chcąc coś wyjaśnić). Pierwsze kilka pytań i odpowiedzi wydaje się proste, przy użyciu gestów i rysunków opowiadamy jak mamy na imię oraz skąd dokładnie jesteśmy, jaki kraj, miasto, jak dużo mieszkańców/ek. Wraz z upływem czasu wchodzimy w bardziej skomplikowane tematy: gdzie podróżowaliśmy, na jak długo.

Nie znam słowa po japońsku, choć wydaje się to nie przeszkadzać. Są fragmenty, których nie rozumiem, ale ostatecznie z pomocą gestów, mimiki i rysunków jestem w stanie uchwycić przynajmniej główną ideę. Po kilkudziesięciu minutach kończymy dyskusją o wielbłądach w Mongolii i żartach o przewożeniu ich samolotem do Afryki. Kiedy Pablo kończy sesje, jestem zaskoczona jak szybko minął czas i jak łatwo przyszło nam dyskutować, a nawet żartować komunikując się w kompletnie obcych językach, nie przypominających niczego, co było nam znane wcześniej. Nie jestem w stanie samodzielnie użyć żadnego japońskiego słowa, ale mam poczucie, że rozumiem odrobinę więcej. A przy tym świetnie się bawiłam, dowiedziałam się więcej o samym Pablo i rozwinęłam trochę swojej kreatywności, szczególnie rysunkowej, w czym nie jestem najlepsza. Co więcej, cross teaching można zastosować z dowolną osobą znającą język, na którym nam zależy, nie potrzeba do tego specjalnego przygotowania, jedynie znajomości podstaw metody i wiary w to, że można to zrobić.

Andrea: patrząc z zewnątrz, też byłem w stanie nadążać za tokiem rozmowy, choć nie mam pojęcia o japońskim, a i polski nie jest moją najmocniejszą stroną. Z Anią próbowaliśmy robić podobne eksperymenty, ja mówiłem do niej po włosku, ona do mnie po polsku, ale oboje mieliśmy już jakieś podstawy z danego języka. A tu okazuje się, że można rozmawiać nawet bez podstaw!

Pablo: najważniejsze jest przełamywanie barier komunikacyjnych, ludzie zaczynają mieć poczucie, że sobie poradzą, przestają się bać. Jednocześnie nauczyciel/ka jak najwięcej mówi, opisuje każde swoje działanie, by uczeń/nica miał/a jak najwięcej okazji do osłuchiwania się z językiem. Warto też oglądać filmy w danym języku, słuchać muzyki, ludzi na ulicy. W tajskim komunikacja przychodzi po 800 godzinach zajęć, w innych, łatwiejszych językach szybciej. Według tego, co mówią w szkole, po około 1200 godzinach powinienem komunikować się po tajsku. Cała wiedza, którą uzyskam, jest też dużo lepiej osadzona niż przy tradycyjnych lekcjach. To nie jest suche zapamiętywanie, ale proces wsparty zabawą i autentycznym zaangażowaniem.

Nie wiadomo kiedy zrobiła się druga w nocy. O 9.00 rano Pablo idzie na kolejne lekcje, mimo że to sobota. Powoli kładziemy się spać, Pablo podsyła mi jeszcze adres swojego bloga. Kto wie, może spotkamy się ponownie, w Bangkoku, lub innym kraju. Może na kursie językowym? Pablo mówi już po hiszpańsku, katalańsku, angielsku, francusku i japońsku. Za chwilę lista rozszerzy się o tajski. Wszystkiego nauczył się głównie słuchając. Kiedy o tym myślę, przypominam sobie wiele innych osób, spotkanych w Albanii, Gruzji czy Portugalii, które twierdziły, że nauczyły się angielskiego jedynie poprzez oglądanie angielskojęzycznej telewizji. Zawsze mnie to zaskakiwało, ale może ma więcej sensu niż mogłoby się wydawać? Cóż, następny film, który obejrzymy, na pewno nie będzie po polsku.

Powiązane posty

Zobacz wszystkie

Smutek

Frustracja

Złość

bottom of page
Domain: exchangetheworld.info Token: 8f33766246f6a39ac26f12d885511de2616edb4d1c5396105cb312c07a5d1a5f