top of page

Jedna noc, Jedna historia


 

Z różnych powodów postanowiliśmy na kilka tygodni rozdzielić się i podróżować osobno. Padło na Indonezję. To dzięki tej decyzji miałam okazję zbudować głębokie relacje z kilkoma spotkanymi kobietami, w tym przede wszystkim z Ajeng, która przez tydzień gościła mnie w swoim rodzinnym domu w Malang. To o niej, i o jej muzułmańskiej społeczności, będzie ta opowieść.

Ajeng: Chcę zmienić coś na lepsze w moim kraju. Zaczynam od mojego otoczenia, od mojej wioski, mojego regionu. Zmiana dotyczy edukacji, postrzegania edukacji jako szansy na lepszą przyszłość. Druga zmiana dotyczy tego jak postrzegamy naszą kulturę, chcę żeby młodzi ludzie docenili naszą kulturę; nie uciekali z miejsc, w których mieszkają; nie myśleli, że kultura jest tylko dla starszych. Mam nadzieję, że zaczną się nią cieszyć na nowo. Również dla obcokrajowców nasza kultura jest ciekawa. Nasze tradycje. To nasza duma.

Z Ajeng skontaktowałam się dzięki Workaway. Byłam jej pierwszą wolontariuszką i jak Ajeng sama przyznaje, bała się tego spotkania, dzień przed moim przyjazdem myślała nawet żeby wszystko odwołać. Na szczęście jednak nie zrobiła tego, i następnego poranka odebrała mnie z dworca autobusowego w Malang, po czym zawiozła do mojego własnego pokoju, z osobną łazienką. Był to prosty pokój, ale ze wszystkim czego było mi potrzeba. Jedyne wyzwanie stanowił hałas – dom Ajeng stoi przy bardzo ruchliwej ulicy. Jednak wystarczyło przejść kilka metrów między budynkami i nagle otaczała nas nie tylko cisza, ale i najprawdziwsza indonezyjska wioska, nie do pomyślenia dla tych, którzy próbują przejść na drugą stronę głównej ulicy. To w tej wiosce, a także w okolicznych szkołach i przedszkolach, miałam okazję uczyć angielskiego, opowiadać o naszej wyprawie, motywować do nauki. Najważniejsze jednak były lekcje organizowane w domu Ajeng, trzy razy w tygodniu, wieczorem. Lekcje te są darmowe i otwarte dla wszystkich dzieci z wioski, bez względu na wiek, poziom zaawansowania czy sytuację finansową. Ajeng organizuje je w swoim wolnym czasie, którego nie ma zbyt wiele biorąc pod uwagę, że sama jest mamą trójki córek. Wierzy jednak, że pomaganie innym jest ważną, jeśli nie kluczową częścią życia. Wiara ta jest silnie związana z naukami Islamu.

Głównym zajęciem mieszkańców wioski jest praca na farmie. Ale nie są to ich własne farmy, pracują dla innych ludzi. Wielu z nich nie potrafi czytać i pisać. Wiele osób popełnia przestępstwa, nastolatkowie mają złe zwyczaje: palą, piją, biorą narkotyki. Myślę, że edukacja może ich tego oduczyć, ocalić przed złym wpływem. Zdecydowałam się organizować lekcje angielskiego, bo wiem, że to może ich zainteresować. Jeśli stworzymy lekcje indonezyjskiego czy matematyki, nikt nie przyjdzie. Ale angielski jest ciekawy, wiele osób chce mówić po angielsku. Rodzice chcą, by ich dzieci uczyły się angielskiego. Więc je tutaj przyprowadzają. Czasem też odwiedzam rodziny i staram się przekonać rodziców, że edukacja daje szansę ich dzieciom na lepszą przyszłość, że mogą dostać lepiej płatną pracę.

Lekcje angielskiego to jednak tylko wymówka do tego, by edukować w dużo szerszym tego słowa znaczeniu. Bardzo ważnym tematem dla Ajeng jest ekologia i dbanie o środowisko. Jest jedną z niewielu osób, które widzą problem w porozrzucanych wszędzie śmieciach. Kilkakrotnie przed każdymi prowadzonymi przeze mnie zajęciami prosiła mnie, bym opowiedziała uczniom i uczennicom o czystych ulicach Europy; o tym jak ludzie nie tylko wyrzucają, ale nawet segregują śmieci; o rzekach, w których można się kąpać, bo nie są jednym wielkim wysypiskiem.

Ludzie tutaj nie mają dobrego nastawiena. Może w Europie nie macie tylu aktywności w społecznościach, może każdy żyje oddzielnie, tutaj ludzie robią wszystko razem. To jest dobre. Z drugiej strony... nie jesteśmy zdyscyplinowani, kiedy jest korek, każdy stara się wyprzedzić i być pierwszy. I te śmieci, są wszędzie. Ludzie powinni wiedzieć, że jeśli nie będą wyrzucać śmieci do kosza, wszystko będzie brudne.

Ekologia i angielski to nie pierwsze inicjatywy Ajeng. Wszystko zaczęło się od przedsięwzięcia One night One book (Jedna noc, Jedna książka).

Zaczęliśmy około 5 miesięcy temu. Na początku pracowaliśmy z osobami z Yogyakarty, innego indonezyjskiego miasta. Mam tam znajomego, który lubi czytać książki i wspiera naszą małą bibliotekę, którą otworzyliśmy dla lokalnych dzieci. Mogą z niej korzystać za darmo, kiedy chcą. Ma on również różnych przyjaciół za granicą, którzy zaczęli odwiedzać mój dom. Nasz projekt OMAH Backpacker oferuje nocleg w zamian za książki. Nazywamy ten projekt: „One night, One book” (Jedna noc, Jedna książka). Możesz zostać u nas na noc za darmo, jeśli przyniesiesz ze sobą jedną książkę, może być używana, może być nowa, nie ma znaczenia. Wszystkie książki w naszej bibliotece zostały pozyskane w taki sposób. Teraz próbujemy z nowym projektem „One night, One teaching” (Jedna noc, Jedna lekcja), możesz zostać tutaj i uczyć dzieci podczas moich zajęć angielskiego.

Przez dom Ajeng przewinęło się wiele osób z innych krajów. Można wyczuć w jej postawie otwartość, ale też znajomość różnic między ludźmi ze Wschodu i Zachodu, z Globalnej Północy i Głobalnego Południa czy jakkolwiek inaczej nazwalibyśmy te dwa, pozornie całkowicie różne od siebie światy. Ajeng zdaje sobie sprawę z różnic w wyrażaniu emocji, wie że ludzie z Zachodu mówią otwarcie kiedy coś im się niepodoba, podczas gdy dla Indonezyjczyków byłby to powód do wstydu. Nie okazują oni rozczarowania ani złości, nawet w oczywistych (z naszego punktu widzenia) sytuacjach, na przykład gdy nasze zamówienie nigdy do nas nie dociera. Mamy też inne poczucie czasu i inne podejście do posiłków. My zazywczaj jemy trzy razy dziennie, mniej więcej w tych samych godzinach, czekając na innych członków i członkinie rodziny i dzieląc z nimi posiłek. W domu Ajeng, podobnie jak u wszystkich indonezyjskich rodzin, które miałam okazję odwiedzć, jedzenie przygotowywane jest rano i leży w kuchni. Kiedykolwiek jesteś głodny/a, bierzesz co potrzebujesz, posiłek nie jest traktowany jako okazja do spotkania.

Ajeng respektowała wiele wartości ważnych dla nas, choć obcych indonezyjskiej kulturze, jak chociażby prywatność. Jedno z pierwszych pytań dotyczy tu zazwyczaj męża i dzieci. I zdjęcia... Ajeng chroniła mnie przed masowymi selfi, które są prawdziwą plagą tej części świata. Ludzie dosłowanie rzucają się na Ciebie próbując zrobić tyle zdjęć ile tylko się da, rzadko pytając o pozwolenie. Nade wszystko jednak, zabierała mnie ze sobą w najróżniejsze miejsca, pokazując prawdziwe życie kobiet z indonezyjskiej wioski. Razem z nimi przygotowywałam ceremonię z okazji 100 dni po pogrzebie, obserwując je w nieformalnej sytuacji, zajęte z jednej strony gotowaniem, z drugiej jednak po prostu byciem razem, dzieleniem się, wspólną radością. Ceremonia przygotowywana jest przez kobiety, ale tylko mężczyźni mogą wziąć w niej udział. Innego dnia, odwiedzając okoliczne wioski, miałam okazję po raz pierwszy spróbować świeżo ściętej trzciny cukrowej; przygotować swoją własną kawę na co składało się smażenie, miażdżenie i przesiewanie nasion kawy; spróbować wielu lokalnych potraw gotowanych w tradycyjnych domowych kuchniach; a nawet uczestniczyć w ceremoni chłopca, który wkraczał w wiek dorosły, co wiązało się z możliwością obserwacji wielu tradycji i obrzędów, które na długo pozostaną w mojej pamięci. Wszystko zaczęło się od procesji, w której chłopiec jechał konno w otoczeniu swojej rodziny, podążając za grupami lokalnych tancerzy i muzyków, jak również wielkich postaci o kształcie lwów. Zaraz za nimi szedł szaman próbujący walczyć z demonami, które opętały czterech mężczyzn z wioski. Cała uroczystość może odbyć się tylko, jeśli przynajmniej jedna osoba zostanie opętana – oznacza to, że natura wyraża zgodę na dany rytuał. Opętani mężczyźni mają ponadludzką siłę, muszą być więc trzymani przez 3-4 inne osoby, by nie zranili nikogo z publiczności. Procesja kończy się przy wodzie, gdzie chłopiec zostaje obmyty, zaś rodzina dzieli się jedzeniem ze sobą i ze specjalnymi gośćmi. Jako obcjokrajowczyni zostałam potraktowana jako jedna z nich.

W Indonezji to, co muzułmańskie przeplata się z tym, co od dawna zakorzenione w kulturze tworząc niemożliwą do rozdzielenia, ogromnie różnorodną mieszankę, w której tylko lokalni mieszkańcy i mieszkanki potrafią się odnaleźć. Którego dnia co można, a co trzeba zrobić. W jakim języku rozmawiać z osobami w tym samym wieku, w jakimi z nieco starszymi, a w jakim z dużo starszymi. Co zrobić odwiedzając osobę, której właśnie narodziło się dziecko. Te i wiele innych rzeczy miałam okazję uczyć się każdego z niezwykłych 7 dni, jakie spędziłam w otoczeniu Ajeng. Ajeng zaskakiwała mnie każdego dnia, nie tylko pokazując codzienne życie jej rodziny i sąsiadów/ek, ale przede wszystkim rozmowami, które prowadziłyśmy. Ajeng jest ogromnie otwartą osobą, której przemyślenia, ich nowoczesność, często mnie zaskakiwały. Sporo rozmawiałyśmy o roli kobiet, które z jednej strony podążąją za tradycyjnymi kobiecymi powinnościami jak opieka nad domem i rodziną, z drugiej mają całkiem sporą wolność w realizowaniu swoich pasji i pomaganiu społeczeństwu. Jak mogłam obserwować w innym mieście, mają one swoje własne spotkania, na których dyskutują o wspólnych problemach, wspierają się finansowo i nie tylko, rozmawiają o antykoncepcji i zdrowiu. Ajeng, podobnie jak inne spotkane muzułmańskie kobiety, chciała wiedzieć więcej o Europie i naszym sposobie myślenia. Szczerze odpowiadałam na jej pytania mając pewność, że Ajeng przyjmie to z ciekawością raczej niż z odrzuceniem. Ona sama, choć szanuje i podąża za lokalnymi tradycjami i muzułmańska wiarą, jest otwarta na różnego rodzaju zmiany, które widzi, że przynieść mogą korzyść jej otoczeniu, jak chociażby sposoby uczenia języków obcych czy wspomniane podejście do ekologii.

Najtrudniejsze jest zmienienie ludzi. Czasami uczymy dzieci dobrego podejścia, dobrych manier. Ale potem wracają do domu, wracają do złych przyzwyczajeń. Śmieci, oglądanie telewizji zamiast nauki. Rodzina nigdy nic nie mówi. Myślą, że jeśli dziecko chodzi do szkoły to wystarczy, nawet jeśli niczego się nie uczy. To nasz wielki cel: zmienić podejście ludzi.

Ajeng poprzez swoją pracę zmienia podejście nie tylko lokalnych mieszkańców i mieszkanek, ale i obcokrajowców/czyń odwiedzających jej dom. Dzięki niej mają szansę doświadczyć i zrozumieć indonezyjską kulturę i Islam, wokół którego tyle narosło nieporozumień, niemających nic wspólnego z codziennym życiem przeważającej większości Muzułmanów i Muzułmanek. Ajeng była tak ostrożna, by nie narzucić mi niczego ze swojej religii, że nigdy nie zabrała mnie do meczetu, choć zwiedzałyśmy świątynie buddyjską i hinduską. Była jednak chętna, by odpowiadać na moje pytania, sama wskazywała co jej zdaniem jest dobre, a co może nie do końca w jej religii. Co ciekawe niemal te same rzeczy możnaby powiedzieć o religii katolickiej, i każdej innej z tych, które miałam okazję poznać.

 
 

Dowiedz się więcej o OMAH Backpacker tutaj.

Powiązane posty

Zobacz wszystkie
bottom of page